sacro

Szanowny Użytkowniku,

Zanim zaakceptujesz pliki "cookies" lub zamkniesz to okno, prosimy Cię o zapoznanie się z poniższymi informacjami. Prosimy o dobrowolne wyrażenie zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych partnerów biznesowych oraz udostępniamy informacje dotyczące plików "cookies" oraz przetwarzania Twoich danych osobowych. Poprzez kliknięcie przycisku "Akceptuję wszystkie" wyrażasz zgodę na przedstawione poniżej warunki. Masz również możliwość odmówienia zgody lub ograniczenia jej zakresu.

1. Wyrażenie Zgody.

Jeśli wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych Zaufanych Partnerów, które udostępniasz w historii przeglądania stron internetowych i aplikacji w celach marketingowych (obejmujących zautomatyzowaną analizę Twojej aktywności na stronach internetowych i aplikacjach w celu określenia Twoich potencjalnych zainteresowań w celu dostosowania reklamy i oferty), w tym umieszczanie znaczników internetowych (plików "cookies" itp.) na Twoich urządzeniach oraz odczytywanie takich znaczników, proszę kliknij przycisk „Akceptuję wszystkie”.

Jeśli nie chcesz wyrazić zgody lub chcesz ograniczyć jej zakres, proszę kliknij „Zarządzaj zgodami”.

Wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Możesz zmieniać zakres zgody, w tym również wycofać ją w pełni, poprzez kliknięcie przycisku „Zarządzaj zgodami”.




Artykuł Dodaj artykuł

„Bapa” – ojciec trędowatych

To, czego dokonał o. Marian Żelazek przez 56 lat posługi w Indiach, bez cienia wątpliwości pozwala nazywać go nie tylko ikoną misjonarzy, ale też dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego.

To, czego dokonał o. Marian Żelazek przez 56 lat posługi w Indiach, bez cienia wątpliwości pozwala nazywać go nie tylko ikoną misjonarzy, ale też dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego.

KAMILA TOBOLSKA

Tak jak pragnął, o. Marian umierał wśród swoich podopiecznych – zasłabł, kończąc wizytę w kolonii trędowatych. Kiedy jego serce przestało bić 10 lat temu, w niedzielę 30 kwietnia 2006 r., miał 88 lat. W liście napisanym kilka miesięcy przed śmiercią do przyjaciół misji tłumaczył: „Pytają mnie nieraz Hindusi: «Co cię skłania do pracy w wiosce trędowatych?». Odpowiedź jest jedna – słowa Pana Jezusa: «Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili». A także mój los, gorszy niż trędowatego: pięć lat w obozach w Dachau i Gusen. Jest za co dziękować Panu Bogu, że mnie przeprowadził przez piekło obozowe i z niego wyprowadził”.

Spadkobierca powołań

O. Marian urodził się w 1918 r. we wsi Palędzie koło Poznania. Jego rodzice Stanisława i Stanisław doczekali się ośmiu synów i sześciu córek, których utrzymanie zapewniało duże gospodarstwo i młyn. Żelazkowie, oboje głęboko religijni, zaadoptowali jeszcze dwoje sierot. Wielka inflacja w połowie lat 20. XX w. sprawiła, że rodzina znalazła się w trudnej sytuacji finansowej i zmuszona była przenieść się do Poznania. Ojciec otworzył tam sklep kolonialny, który przynosił skromne dochody. Być może roznoszące się w nim zapachy kawy i cynamonu dały początek marzeniom Mariana o dalekich krajach? Tymczasem był ministrantem w parafii zmartwychwstańców (do tego zgromadzenia wstąpił później jego brat Stanisław, który posługiwał w Brazylii). Pewnego dnia w ręce chłopca trafiło pismo misyjne zostawione w zakrystii przez ojca werbistę… W 1937 r. rozpoczął werbistowski nowicjat w Chludowie. W maju 1940 r. pod dom zakonny podjechały ciężarówki Gestapo i zabrały kleryków do Fortu VII w Poznaniu. Już następnego dnia zostali przewiezieni koleją do Dachau. W rękopisie o. Mariana sporządzonym w obozie czytamy: „(…) chciałem zawsze, choćby na czworakach, wyjść z tego grobu obozowego i zostać misjonarzem. Ile razy jeden z moich kolegów seminaryjnych umarł w obozie (z grupy 26 zginęło 14), biorąc ze sobą do obozowego krematorium niewypełnione pragnienie zostania kapłanem misjonarzem, stawałem się jakby spadkobiercą i jego powołania”. Wyzwolenie nadeszło 29 kwietnia 1945 r. z rąk armii amerykańskiej. O. Marian formację zakonną i seminaryjną dokończył na Papieskim Uniwersytecie Anselmianum w Rzymie i tam, 18 września 1948 r., przyjął święcenia kapłańskie. Krótko pracował wśród polskich uchodźców w Bagnoli koło Neapolu, przygotowując się do wyjazdu na misje. Marzył o kraju licznie zamieszkałym, przyglądał się też ruchowi wolnościowemu pod przewodnictwem Mahatmy Gandhiego. Zgłosił się więc na ochotnika na wyjazd do Indii, kiedy werbiści przejęli misję we wschodniej części kraju, w diecezji Sambalpur (stan Orisa). Trafił do niej w 1950 r.

 

Indyjska rzeczywistość

Przez pierwsze 25 lat pobytu w Indiach o. Marian Żelazek pracował wśród ubogiej i uciskanej przez wyższe klasy społeczne jednowyznaniowej ludności plemiennej. Szybko nauczył się dwóch miejscowych języków oraz hindi, języka narodowego Indii. Wiedział, jak ważne jest wykształcenie i wkrótce wyznaczono go na dyrektora Hamirpur High School w Rourkela, mieście znanym z przemysłu ciężkiego. W 1964 r. został mianowany inspektorem ponad 170 szkół katolickich w diecezji, a cztery lata później został proboszczem rozległej parafii na przedmieściach Rourkela, gdzie wybudował kościół pw. Matki Bożej Częstochowskiej.

W 1975 r. przełożeni poprosili o. Mariana o przeniesienie się do oddalonego o 600 km na południe Puri, jednego ze świętych miast hinduizmu leżącego nad Zatoką Bengalską. Tam zastał odmienną rzeczywistość, w której obok siebie żyją różne grupy religijne. O. Marian zaczął od umacniania małej wspólnoty parafialnej, której został duszpasterzem i budowy, w cieniu ogromnej świątyni Jagannath, kościoła ku czci Matki Bożej. Podjął tym samym odważną decyzję, która mogła być odebrana jako prowokacja, jednak dobroć i pokorna postawa zjednały mu przychylność otoczenia. Co więcej, główny kapłan świątyni Jagannath znalazł w o. Marianie przyjaciela. O. Żelazek szybko nakreślił też cel swojej posługi w Puri. Postanowił nieść pomoc trędowatym i służąc setkom pacjentów leprozorium przywracać im poczucie godności. Poczuł się do tego jeszcze bardziej zachęcony, bowiem władze miasta coraz usilniej szukały sposobu na poradzenie sobie z problemem trądu. Było dla niego jasne, że troska o tych zepchniętych na margines ludzi będzie znakiem obecności Chrystusa. Pewnego dnia wyznał swojemu biskupowi, że odczuwa wręcz potrzebę dotykania i przemywania ran na rękach i stopach trędowatych, ponieważ pomaga mu to pogłębiać jego kapłańską duchowość.

Przedsionek Miłosierdzia

O. Marian zdawał sobie sprawę z tego, że zajmowanie się trędowatymi, uznawanymi za „przeklętych”, musi być kompleksowe. Najpierw zorganizował więc małą mobilną klinikę medyczną, zapraszając do tego dzieła tamtejsze siostry miłosierdzia, a zaraz po niej uruchomił kuchnię miłosierdzia wydającą regularne posiłki. Kiedy zauważył, że dzieci z rodzin dotkniętych trądem nie mogą chodzić do szkół z dziećmi zdrowych rodziców, postanowił wybudować własną szkołę. Jak wspomina Lalit Rao, przez 27 lat osobisty sekretarz i asystent o. Żelazka, kiedy szukano na ten cel ziemi, sekretarz międzynarodowej organizacji ekumenicznej Young Men’s Christian Association, który użyczał już ojcu domek do przechowywania sprzętu, postanowił ją podarować. – Stała na niej kapliczka protestantów, cała przegryziona przez termity. Kiedy o. Marian oglądał ją z biskupem, znalazł zupełnie nietknięty obrazek Najświętszego Serca Pana Jezusa. Wtedy stwierdził, że Jezus czekał na niego, żeby przejął to miejsce – opowiada, dodając, że w tym czasie po Indiach podróżowało holenderskie małżeństwo szukające sposobu na wsparcie edukacji tamtejszych dzieci. Skierowano ich do o. Żelazka i tak powstała w Puri Beatrix School, nazwana na cześć królowej holenderskiej, która ma obecnie 600 uczniów. To szkoła integracyjna, bowiem uczęszczają do niej dzieci rodziców chorych na trąd i zdrowych. Z kolei pierwsze domki dla trędowatych powstały dzięki ofiarodawcom z Włoch. Stopniowo ośrodek nazwany „Karunalaya” (Przedsionek Miłosierdzia) rozrastał się; w tej chwili zamieszkuje go około 1300 osób. O. Marianowi zależało nie tylko na zabezpieczeniu trędowatym i ich rodzinom warunków do życia, ale także na zachęcaniu tych ludzi do współpracy. – Ci, którzy mogą, pracują w warsztatach krawieckich i tkackich, przy wytwarzaniu cegieł, lin z włókien kokosowych, uprawiając warzywa i owoce czy hodując kury – podkreśla Lalit Rao.

 

Człowiek posłany przez Boga

Jednym z ostatnich marzeń o. Żelazka było utworzenie miejsca, w którym zarówno chrześcijanie, jak i wyznawcy innych religii, a także poszukujący i niewierzący, będą mogli spotykać się na rozważaniach o wierze. Zdążył je zrealizować. Centrum Duchowości Aśram Uczniów Jezusa (aśram to w tradycji hinduskiej miejsce medytacji, modlitwy i skupienia), jedyne tego typu na subkontynencie indyjskim, otwarto trzy miesiące przed jego śmiercią.
Ważną rolę w realizacji planów o. Mariana miała pomoc niesiona z Polski. To nie tylko wsparcie finansowe i w postaci sprzętu medycznego, ale także pobyty wolontariuszy. Wśród wolontariuszek była lekarz stomatolog Anna Tarajkowska z Poznania. Pierwszy raz wyjechała do ośrodka w Puri 23 lata temu i wówczas zaczęła organizować tam gabinet dentystyczny. – Podczas moich wielokrotnych pobytów w Indiach, gdzie leczyłam trędowatych, dużo rozmawiałam z o. Marianem. Zawsze mi powtarzał, że najwięcej można osiągnąć tylko dobrocią i miłością. Sama podziwiałam jego cierpliwość i wyrozumiałość, widziałam, jak ludzie lgnęli do niego – zauważa, dopowiadając, że o. Żelazek był inspiratorem powołania Fundacji Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”, niosącej pomoc medyczną misjonarzom na całym świecie. – Uważamy go za ojca fundacji, a za jej matkę dr Wandę Błeńską. Znali się oni zresztą dobrze – mówi Tarajkowska, obecna prezes „Redemptoris Missio”.

O. Żelazek był wielokrotnie wyróżniany prestiżowymi nagrodami, dwukrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Obecnie trwa w Indiach jego proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym. Jak podkreśla Lalit Rao, o. Marian najbardziej cenił sobie jednak to, że przez swoich podopiecznych nazywany był pieszczotliwie „Bapa”, co oznacza ojciec. ‒ Ci, którzy go znali mówią o nim krótko, „człowiek posłany przez Boga”.

Artykuł został dodany przez firmę


Inne publikacje firmy


Podobne artykuły


Komentarze

Brak elementów do wyświetlenia.